Od początku wiadome było, że TikTok, podobnie jak inne aplikacje (społecznościowe i nie tylko) gromadzą dane o swoich użytkownikach. Dedykowane reklamy, zapisywanie maili i haseł, dopasowane do nas treści – znamy to wszystko. Teraz jednak wyszło na jaw, że TikTok podbiera za pośrednictwem aplikacji dane dotyczące lokalizacji użytkowników – ze szczególnym skupieniem na kilku konkretnych osobach.
Najnowsza afera z udziałem TikToka zaczęła się od artykułu Forbesa oraz raportem, który dwutygodnik opublikował. Wynika z niego, że ByteDance, będąca firmą macierzystą aplikacji, powołała specjalny zespół odpowiedzialny za kontrolę ryzyka w firmie i przeprowadzanie audytów wewnętrznych. Ma on za zadanie monitorować nadużycia dokonane przez byłych i obecnych pracowników TikToka, między innymi poprzez gromadzeni danych lokalizacyjnych z ich urządzeń. Szybko wyszło jednak na jaw, że owe dane są pobierane nie tylko od pracowników – ale również od całkowicie postronnych osób.
Z raportu wynika, że aplikacja miała dostęp do danych „konkretnych osób” które jednak nie zostały nigdy wymienione z imienia i nazwiska. Zakłada się jednak, że chodzi o wysoko postawione osobistości z USA. TikTok miał w planach wykorzystać narzędzia lokalizacyjne i inwigilacyjne w stosunku do konkretnych osób – mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Nigdzie nie ma jednak mowy o marketingowym wykorzystaniu danych, mimo, że rząd USA wydaje się dostrzegać problem. We wrześniu został podpasany dekret, który zobowiązuje do zwiększenia kontroli firm zagranicznych pod kątem zachowania bezpieczeństw narodowego.
Ze swojej strony TikTok podkreśla, że nie uzyskuje żadnych konkretnych danych o czyjejkolwiek lokalizacji – a więc problem, o którym pisze Forbes jest całkowitą bzdurą. Nie tylko zaprzecza, jakoby korzystał z kontroli poprzez GPS, ale także, że nigdy aplikacja nie była wykorzystywana do przeprowadzenia ataku na kogokolwiek: czy to członków rzędu, aktywistów, działaczy społecznych czy parlamentarnych oraz zwyczajnych obywateli. Mówi również, że nie udostępnia i nie dzieli się z nikim dodatkowymi treściami – słowem wszyscy użytkownicy TikToka mają dostęp do takich samych treści.
Nie wiadomo jednak, która ze stron ma racje – czy to Forbes publikuje kłamliwe dane, czy TikTok usiłuje oszukać swoich odbiorów, po to by dalej móc pozyskiwać informacje o konkretnych osobach. Na rozwianie tej sprawy przyjdzie nam czekać do kolejnego oficjalnego obwieszczenia – czego zapewne nie doczekamy szybko, ponieważ zarówno TikTok jaki i ByteDance odmówili komentarza dla mediów w tej sprawie – co już samo w sobie powinno dać do myślenia.